Od początku wiedziałem, że recenzja Elden Ring: Nightreign nie będzie łatwa. Mimo wszystko postanowiłem się jej podjąć przez uwielbienie dla gatunku i zwykłą ludzką ciekawość. Po kilkunastu godzinach dalej nie wiem, co mam o tej produkcji myśleć.
Nightreign w gruncie rzeczy wywraca do góry nogami to, co przez lata stworzyło FromSoftware, skupiając się na kooperacyjnej rozgrywce z elementami roguelike. Wszystko dzieje się jakby obok fabuły oryginalnego Elden Ringa, a naszym zadaniem będzie ubić Władców nocy. Historia została tutaj potraktowana tak jak zwykle, mamy zlepek informacji, z których musimy sami sobie ją poskładać do kupy. Chociaż wydaje mi się, że tym razem twórcy jeszcze bardziej potraktowali fabułę po macoszemu, skupiając się na samej rozgrywce.
Tym razem nie tworzymy swojego bohatera, a wybieramy go z dostępnej puli. Postać ma określone statystyki i umiejętności. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, mamy charaktery preferujące siłę, zręczność czy magię. Następnie zostajemy wrzuceni na dość sporej rozmiarów mapę Limveld. Tu zaczyna się prawdziwa zabawa i core rozgrywki. Eksplorujemy świat, aby dopakować naszego czempiona oraz zdobyć dla niego lepszy oręż.
Po mapie mamy rozsianych masę przeciwników, przedmiotów, minibossów. W przemierzaniu świata pomoże nam sprint, który nie zabiera staminy, co jest niezwykle pomocne. Cały czas bowiem krąży nad nami widmo upływu czasu. Diametralnie zmienia to podejście do rozgrywki, tak samo jak możliwość leczenia towarzyszy przed wypłacanie im lepy na twarz. Ogólnie to rozgrywkę można podsumować w bardzo prosty sposób. Wyobraźcie sobie Elden Ring, ale skondensowany do krótkiej 45-minutowej sesji.
Dodatkowo uciekamy przed ciągle zmniejszającym się kręgiem, a kiedy już okrąg przejmie całą mapę, pozostawiając dla nas mały jej skrawek, pojawi się boss, którego musimy pokonać. Po tym następuje kolejny dzień i jeśli ten również uda nam się przeżyć, to czeka nas walka z bossem planszy. Powtarzać, aż do ukończenia gry.
Jak więc widzicie, wiele zależy od znajomości mapy, ale również od naszych towarzyszy czy zdobytej broni i trzeba to powiedzieć wprost. Na początku granie z randomowymi graczami było katorgą. Wszyscy biegali po mapie bez ładu i składu, jak te dresy na osiedlu sprawdzając, komu tu jeszcze można walnąć w czerep. Później z biegiem czasu ludzie nauczyli się grać, ale dalej nie jest idealnie gdy trafimy na kogoś nieogarniętego.
Cały czas odczuwałem wrażenie, że tytuł spokojnie mógłby być wydawany jako DLC, a nie osobna pełnoprawna produkcja. O tyle dobrze, że jest sprzedawany po niższej cenie. Jeśli jesteście graczami głównie preferującymi rozgrywkę dla pojedynczego gracza to Elden Ring: Nightreign możecie sobie odpuścić.
Wszystko dlatego, że pomimo kilku łatek, gra dalej preferuje moduł multiplayer i granie samemu jest męczące. Jak wspomniałem wyżej, da się grać z losowymi ludźmi, ale brak jakiejkolwiek komunikacji głosowej utrudnia planowanie kolejnych kroków. Tytuł rozwija swoje skrzydła dopiero ze znajomymi. Jednak i tutaj FromSoftware musiało zepsuć komuś całą zabawę.
Możecie tu uznać za czepialstwo, ale żeby w 2025 roku gra nie posiadała rozgrywki międzyplatformowej, jest dla mnie oznaką zwykłego lenistwa. Przepraszam, ale naprawdę ten tytuł, aż się o to prosi. Brak komunikacji głosowej można wybaczyć, bo zawsze istnieje Discord czy zewnętrzne komunikatory wewnątrz konsoli, ale crossplay to w zasadzie mus w tych czasach.
Pod względem oprawy wizualnej nie zmieniło się tutaj nic. Nie widzę kompletnie różnicy, poza oczywiście nowymi bossami, których prezentacja bardzo przypadła mi do gustu. Limveld również wygląda świetnie, ale to wszystko już gdzieś widzieliśmy. Cały czas ma się uczucie, że gdzieś to już widziałem. Widzę to tak, że mamy mapę z klocków, następnie ją niszczymy i budujemy z niej coś nowego. To już trochę coś innego, ale dalej do jej stworzenia użyliśmy tych samych elementów. To właśnie wypisz wymaluj Elden Ring: Nightreign.
Jeśli zaś chodzi o muzykę, to nowi bossowie dostali swoje własne utwory. Tylko znowu nie jest to coś, czego byśmy już nie słyszeli. To poprawnie wykonana ścieżka dźwiękowa, ale nic więcej. Szkoda, że odpowiedzialny za utwór tytułowy do Elden Ring, pan Tsukasa Saitoh, nie brał udziału w tworzeniu gry.
Dużo narzekam na ten tytuł, ale mam ku temu powód. Widzę jaki ogromny potencjał drzemie w tego typu rozgrywce i gdyby dopracować poszczególne elementy to otrzymalibyśmy naprawdę dobrą produkcję, a tak mamy do czynienia ze specyficznym eksperymentem. Nie mam nic przeciwko temu, że FromSoftware próbuje nowych rzeczy, ale no tutaj ewidentnie coś poszło nie tak. Miejmy nadzieje, że kilka łatek zbalansuje rozgrywkę i uczyni ją lepsza, bo na razie jest to wszystko trochę surowe.
Jeśli macie przyjaciół, którzy zagrywali się w różne gry FromSoftware, ale dla Was były one zawsze ciut za trudne, to warto spróbować Nightreign. Szeregowi przeciwnicy nie stanowią tak ogromnego wyzwania, jak w poprzednich grach, a i walki z bossami bywają łatwiejsze, gdyż muszą oni podzielić swoją uwagę na troje graczy. To może być więc niezły punkt startowy dla świeższych graczy.
Jednocześnie z poziomu samej rozgrywki Nightreign to nadal gra bardzo dobra, miejscami nawet zahaczająca o wybitność. Jej zmieniona względem poprzedniczek formuła sprawia też, że świetnie nadaje się ona do krótszych sesji. Jeśli jednak nie lubicie współpracy z innymi i szukacie doświadczenia dla rozgrywki solo, powinniście wtedy poszukać czegoś innego, bo tutaj będziecie się tylko irytować.
FromSoftware to studio, które w swoim portfolio posiada wiele tytułów. Ich romanse z różnymi gatunkami gier owocowały w wiele ciekawych produkcji. Dziś na tapet mamy okazję sprawdzać Elden Ring Nightreign, grę inną, w klimatach „rogalikowych”, w których meta nie zaciera się w momencie zdobycia wyższego poziomu czy najlepszego ekwipunku, a wraz z kolejnym podejściem czujemy, że zdobyliśmy coś więcej, mianowicie świadomość otaczającego nas świata. Osobiście uważam, że rozwinięcie gatunku było dobrym krokiem dla serii, chociaż jeśli mam punktować jakieś wady, to ciężko nie odczuć, że samotna zabawa tutaj jest bardzo męcząca. To tyle, tak, to są moje jedyne zastrzeżenia. Nie no, żartuje, ale większość wad wymienił Jakub z którym się zgadzam, to dobre dlc opakowane w otoczkę czegoś samodzielnego. Szkoda tylko, że tak wiele rzeczy jest już znanych dla fanów tej serii.
Jeśli macie z kim zagrać to jest to zdecydowanie tytuł dla was. Dajcie sobie spokój z graniem z randomami, więcej w tym nerwów niż faktycznej zabawy, bo FromSoftware zapomniało, że w grze multiplayer, opartej o planowanie działania, ktoś miałby się komunikować. Jednakże, naprawdę uważam, że ten projekt to dobry punkt wyjścia dla kolejnej produkcji, która będzie wychodziła na Nintendo Switch 2. Jeśli studio odpowiedzialne za Nightreign uzupełni w kolejnych aktualizacjach grę o dodatkowe rzeczy (wspomniane w recenzji) związane z quality of life oraz doda kolejne postacie i postara się dorzucić trochę świeżego kontentu, to będzie to naprawdę dobra gra.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Artykuł Elden Ring: Nightreign – recenzja (XSX). Soulsy w pigułce pochodzi z serwisu Pograne.