Pierwsze rozszerzenia do The Sims bynajmniej nie powalały swoją zawartością. O ile jednak Światowe życie stanowiło raczej mało spójny pakiet akcesoriów, o tyle wydana w 2001 roku Balanga zdecydowanie stanowiła krok we właściwym kierunku. Przede wszystkim dodatek ten posiadał konkretny motyw, do którego odwoływały się wszystkie wprowadzone w nim bajery i nowości. W końcu życie socjalne miało przestać być wyłącznie nudnymi spotkaniami na pogaduchy i przerodzić się w niezapomniane imprezy.
Jeżeli jesteście współczesnymi graczami, którzy w The Sims 4 spędzili setki (o ile nie tysiące) godzin, to wstrzymajcie konie i nie wyobrażajcie sobie za dużo. Choć możliwość zorganizowania prywatki było w tamtym momencie dużą nowością w serii, to w praktyce mechanika ta mocno odbiega, co znać można ze współczesnych iteracji serii. Przede wszystkim to gra decyduje za nas, kto pojawi się na imprezie, zwołując na naszą parcelę losowych sąsiadów oraz tzw. miastowych, czyli bohaterów niezależnych, z którymi wprawdzie można się zakumplować (pomaga to w poznawaniu nowych ludzi na potrzeby kariery), ale nie zamieszkują żadnej z działek. Dziś tego typu postaci to norma, ale warto zaznaczyć, że zadebiutowali oni właśnie w Balandze.
Sam przebieg imprezy to natomiast mały chaos i sztuką jest jego okiełznanie. Teoretycznie zasada działania jest prosta – goście dzielą swoje potrzeby z gospodarzami i zajmują się tym, czym oni. Jeśli idziemy coś zjeść, oni idą z nami, a kiedy uderzamy na parkiet, to także ruszają w taneczny pląs. Tyle z teorii, bo w praktyce średnio to działało. Choć interakcja z niektórymi obiektami, jak chociażby skrzynią z kostiumami (ta pozwala na przebranie się w jeden z kilku imprezowych strojów – togi, bikini, kowbojskie kapelusze, takie tam), sprawiała, że korzystali z niej wszyscy obecni, o tyle już do zabawy na parkiecie chętnych było raczej niewielu.
Jest to o tyle problematyczne, że wpływa to na jakość samej imprezy. Fakt, wyprawienie nieziemskiej balangi nie daje żadnych benefitów, ale w trakcie jej trwania może odwiedzić nas Pete i Paulette Dropinsky (przynajmniej tak nazwano ich w angielskiej wersji) lub sam Drew Carey, który usłyszał o naszej imprezie. Jeśli natomiast idzie nam raczej kiepsko, to zamiast aktora w nasze progi zagości smutny mim, który tylko pogorszy sytuację. Jednocześnie gra nie informuje nas w żaden czytelny sposób o tym, jak dobrze nam idzie. Jedyną formą na rozeznanie się w sytuacji jest zawieszenie w miejscu imprezy ozdobnej głowy łosia i obserwowanie jego poroża – uniesione oznaczają, że prywatka jest klawa, opadnięte wręcz przeciwnie.
Podobnie jak w Światowym życiu, tak i w Balandze wprowadzono kilka nowych postaci. O Drew Careyem, państwie Dropinsky’ich, mimie i miastowych już wiecie, ale poza nim naszą imprezę możemy wzbogacić, zatrudniając bufetowego, który zajmie się uzupełnianiem bufetu, a także tancerza bądź tancerkę, którzy niczym Erika Eleniak w „Liberatorze” wyskoczą z olbrzymiego tortu. W mniej imprezowe tony uderza natomiast duch pirata, który nawiedzi naszą parcelę, kiedy kreatywny sim zacznie opowiadać historie przy ognisku. O ile ten ostatni jest dość dziwną addycją, o tyle wszyscy pozostali i w ogóle sam pomysł osób wpraszających się na imprezę jest już całkiem fajny.
Nowe przedmioty do trybu budowania (łącznie jakoś ponad 80) utrzymano z kolei w trzech motywach: hawajskim, kowbojskim i industrialnym. Są to przy tym nie tylko przedmioty typowo imprezowe, ale też codziennego użytku, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, by zamontować sobie chociażby prysznic z bambusa czy bele siana jako stolik nocny. Zdecydowanie sprawia to, że Balanga ma swój unikalny, nieco odjechany charakter. Twórcy mogli bowiem pójść na łatwiznę i postawić wyłącznie na klimaty dyskotekowe, ale na szczęście postanowili pobawić się pomysłami, w efekcie umożliwiając nam stworzenie szeregu imprez tematycznych, choć pod względem mechaniki gra tego nie przewiduje.
W ogólnym rozrachunku trudno zatem odmówić Balandze charakteru i przełomowości w kontekście serii. Możliwość wyprawienia impreza i poznania masy nowych ludzi, w tym celebrytów, to niezły dodatek, ale całe to imprezowanie nudzi się dość szybko. To głównie wynik chaotyczności całego doświadczenia i braku celowości. Po co się starać, jeśli nic z tego nie mamy, poza możliwością zobaczenia pikselowej wersji aktora. Toteż ponowne podejście do The Sims: Balanga w żadnym stopniu nie zmieniło mojego postrzegania dodatku – to fajny pomysł, ale jedynie poprawne wykonanie.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Artykuł Kącik Retro: The Sims: Balanga (PC). Gdzie się podziały tamte prywatki? pochodzi z serwisu Pograne.