Minęły lata, odkąd Rzeszów był ostatnio kojarzony z grami. Wprawdzie w stolicy województwa podkarpackiego wciąż swoje oddziały mają chociażby People Can Fly i Flying Wild Hog, nie wspominając o mniejszych twórcach, ale mimo wszystko myśląc o rzeszowskich studiach, pierwszym skojarzeniem bezustannie jest LK Avalon, który przez lata dostarczał fanom główkowania szereg kultowych przygodówek. Można by tu oczywiście pisać o A.D. 2044, Sołtysie czy innym Skaucie Kwatermasterze, ale my pochylimy się nad nieco późniejszym wydawnictwem studia, a raczej jego wewnętrznego oddziału Detalion. Oto Schizm: Prawdziwe wyzwanie.
Twór to stosunkowo dziwny, bo choć światło dzienne ujrzał w 2001 roku, to wciąż w dużej mierze korzystał z technologii FMV. Fabuła i dialogi prezentowane są zatem przez żywych, zaledwie poprawnych aktorów. Warto w tym miejscu nadmienić, że wszystkie nagrania wykonano w języku angielskim, więc choć Schizm oferuje również polski dubbing, to rodzime udźwiękowienie wyraźnie rozjeżdża się z ruchem warg bohaterów. Zresztą osobiście polecam poznawać grę w języku Szekspira ze względów immersyjnych – bohaterowie Polakami bynajmniej nie są. Wybór jest jednak Wasz, a i tak źle trafić nie możecie. Obie wersje trzymają podobny poziom, więc jeżeli z angielskim jesteście na bakier, to śmiało sięgajcie po wersję polską.
Możliwość bezproblemowego zrozumienia dialogów przyda Wam się raczej w pozyskiwaniu enigmatycznych wskazówek do rozmaitych zagadek, a nie poznawaniu historii. Ta, owszem, istnieje i potencjalnie mogła być interesująca, ale całość okazuje się w moim odczuciu nieco zbyt mało klarowna. Szkoda, bo potencjał był całkiem spory. Nieźle wypada początek, w którym dwójka naukowców Hannah i Sam rozbijają się podczas misji na tajemniczej planecie Argilus. Hannah ląduję na zdającej się żyć wyspie, z kolei Sam trafia do podniebnej stacji wykorzystującej balony. Im dalej w las, tym robi się dziwniej.
Schizm kupuje zatem onirycznym klimatem i odjechanymi miejscówkami, zdającymi się momentami składać z losowych elementów. Na papierze brzmi to źle, ale natknięcie się na świątynię, w której po jednej jej stronie znajdziemy posąg buddy, a po przeciwnej futbolisty sprawia, że naprawdę chce się poznać, skąd u licha wzięły się tam wszystkie te elementy. Inna sprawa, że po ukończeniu gry niekoniecznie się tego dowiecie. Narracja w postaci szczątkowych dialogów, bardzo często w fikcyjnym języku, niestety nie pozwala opowieści spełnić swojego potencjału.
Wspomniana wcześniej technologia FMV ma również olbrzymi wpływ na rozgrywkę. Schizm: Prawdziwe wyzwanie to bowiem nowa skóra narzucona na szkielet niemal dziesięcioletniego w momencie premiery gry Detalionu Mysta. Oznacza to mniej więcej tyle, że mamy tutaj do czynienia z interaktywnym filmem ukrytym pod płaszczykiem trójwymiarowej gry. Środowisko niby faktycznie renderowane jest w trzech wymiarach, ale możecie zapomnieć o swobodzie ruchu. Poruszamy się niczym pociąg po wyznaczonej trasie, od czasu do czasu natrafiając na rozgałęzienia. Robimy to przy tym kliknięciami myszy w odpowiednim kierunku, po czym raczeni jesteśmy prerenderowanym filmem, w którym powoli przemieszczamy się w wybranym kierunku.
Myst był jednym z pionierów trójwymiaru, więc trudno mieć mu to rozwiązanie za złe, ale Schizm: Tajemnicza podróż powstał w czasach, kiedy gry 3D nie były niczym nowym. W tym samym roku na rynku zadebiutowało przecież Grand Theft Auto III, a nieporadne próby okiełznania nawigowania w trójwymiarowym środowisku coraz bardziej stawały się pieśnią przeszłości. Schizm, owszem, jest przygodówką, więc mobilność bohaterów FPS-ów nie jest nam tutaj potrzebna, ale bycie skazanym na poruszanie się wyłącznie po wyznaczonych ścieżkach, w dodatku tak powolne, skutecznie zabija jakąkolwiek chęć do eksploracji w poszukiwaniu kolejnych zagadek i podpowiedzi do ich rozwiązania.
Co gorsza, Schizm: Tajemnicza podróż to produkcja trudna, wymagająca sporo główkowania i niekiedy abstrakcyjnego myślenia. To nie minus, bynajmniej – tego oczekuje się od gier logicznych. Niemniej Schizm czyni eksperymentowanie i poszukiwanie odpowiedzi wyjątkowo nieprzyjemnym. Kiedy okazuje się, że nasz pomysł nie wypalił lub nieprawidłowo zapisaliśmy (kartka i długopis to Wasz najlepszy przyjaciel, gra nie oferuje dziennika) kod lub wzór jakiegoś układu, przez co czeka nas kolejna przeprawa przez kilkanaście ekranów w tę i we w tę, to zwyczajnie odechciewa się dalej kombinować, a otworzenie solucji robi się coraz bardziej kuszące. Zresztą ta i tak Was od podróży nie wybawi, bo spora część zagadek jest losowa, toteż główkować i liczyć będziecie musieli sami.
Kiedy odsunąć wszystkie te bolesne spacery na bok i skupić się wyłącznie na łamigłówkach, Schizm zaczyna błyszczeć. Sporo tu bardzo fajnych i różnorodnych pomysłów, jak chociażby konieczność nauczenia się zapisu liczb w języku lokalnej społeczności czy też późniejsze łamigłówki, w których nasi bohaterowie, pomiędzy którymi możemy się dowolnie przełączać, muszą ze sobą współpracować. Nie obraziłbym się za nieco jaśniejsze niekiedy objaśnienie działania pewnych urządzeń lub chociaż podręczny dziennik, który nie dopuściłby do sytuacji, że po uzyskaniu ważnych informacji od jednego z mieszkańców, nie możemy ujrzeć jej po raz kolejny, zostawiając nas samych sobie (lub popychając w kierunku solucji). Świetnym tego przykładem jest zagadka z napełnianiem gazem balonów, przy pomocy której zasady działania są wręcz irytująco nieczytelne, a która po jej zrozumieniu wciąż wymaga od gracza sporo główkowania i liczenia.
Schizm: Tajemnicza podróż pojawił się na rynku zwyczajnie zbyt późno. Gdyby swoją premierę miał choćby kilka lat wcześniej, większość jego problemów można byłoby zrzucić na karb czasów, ale w 2001 roku są to po prostu niepotrzebne archaizmy. Owszem, polskie realia bynajmniej nie pozostały bez wpływu na kształt gry, ale LK Avalon od swojego powstania wydał już wówczas parę tytułów, więc to też średnia wymówka. Zresztą wystarczyłoby oddać graczowi pełnię kontroli nad ruchami bohaterów, by sprawdzić, że potencjał tego fascynującego świata i łamiących głowy zagadek nie został zakopany pod kopą frustracji ze sterowania.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Artykuł Kącik Retro: Schizm: Prawdziwe wyzwanie (PC). Spóźniony o niemal dekadę pochodzi z serwisu Pograne.