Kiedy myślimy o definicji szaleństwa, na pewno wielu z nas uznałoby przeczytanie 27 tysięcy komiksów za coś takiego. Tego dokonał Douglas Wolk, autor książki “Cały ten Marvel”, w której jako fan i koneser sztuki komiksowej poddał analizie i czasem też krytyce to, co stworzył Marvel. Autor oddaje w nasze ręce coś, co sam chyba chciałby kiedy przeczytać, gdy za dzieciaka łowił komiksy na garażowych wyprzedażach. Jednak to nie jest książka, w której znajdziemy wiele krytyki wobec komiksu jako formy przekazu albo wobec samego Marvela, bo to nie o to w tej książce chodzi.
Ma być to coś jakby dobry punkt startowy, by zacząć przygodę z tym medium, niezależnie od tego, czy jesteśmy doświadczonymi czytelnikami, czy też wręcz przeciwnie. Marvel to już dziś moloch, kiedy mowa o liczbie postaci, miejsc i wersji wydarzeń. “Cały ten Marvel” ma nam pomóc w zrozumieniu tego całego szaleństwa i robi to naprawdę umiejętnie, przejrzyście podając konkretne numery komiksów z odpowiednią liczbą przypisów lub odniesień do innych dzieł popkultury.
Szokiem dla mnie było, kiedy autor przedstawił mi fakt, że w jego opinii nie ma czegoś takiego jak „prawdziwy albo „fałszywy” fan — po prostu są osoby, które mają swojego ulubionego bohatera albo założenie w świecie i właśnie przez to ich postrzeganie tego medium może być czymś nowym, co odmieni je na zawsze. W kolorowym i szalonym uniwersum tego wydawnictwa jeszcze wiele może się zdarzyć albo zmienić, a i tak może to być na tyle fascynujące, że zaraz powstanie następna wersja świata w danej rzeczywistośći. Dla przykładu Daredevil może mieć złego brata bliźniaka, a Doktor Strange może być lekarzem o mentalności kogoś z PRL-ui. Pomysłów i wizji na ich realizację jest aż nadto.
Kolejnymi ważnymi elementami książki dla wielu nowych odbiorców Marvela są dwie sprawy. Pierwsza, Marvel wydaje komiksy, których autorzy są tylko dodatkiem do uniwersum, a nie ich nowymi twórcami. Druga to fakt, że książka ta ma obszerne opisy, pozwalające totalnemu laikowi odnaleźć swojego ulubionego bohatera, scenarzystę, a może i nawet tylko rysownika. Oczywiście początkowe rozdziały mogą wprowadzić czytelnika w stan zagubienia, co może zniechęcać, ale w każdym chaosie, czy też właśnie szaleństwie, jest to ziarnko prawdy, które wszystko rozjaśnia niczym Tony Stark na swoim wykładzie o tym, dlaczego nikt inny nie może być Iron Manem.
Dla każdego. Serio, w żadnej mierze nie będzie wyolbrzymienie z mej strony. Mamy tutaj wyjaśnienie wielu rzeczy, od genezy przez chronologię, po pasję lub upartość twórców, by dane postaci powstały czy też zostały wykasowane z linii wydawniczej. Nawet jeśli ktoś nie jest zbytnim fanem tej formy rozrywki, ale mimo to chciałby dowiedzieć się chociaż podstaw, kiedy słyszymy słowo “Marvel”, to tutaj na pewno to znajdzie. Kto wie, może też pokocha to uniwersum i na następnym Comic Conie czy też innym Pyrkonie stanie się swoją postacią. Opcji jest wiele, ale jedna jest wyjątkowo szczególna, a jest nią to, że “Cały ten Marvel” to publikacja będąca niesamowitym punktem wejścia do uniwersum, gdzie czeka nas wiele szalonych i niebezpiecznych przygód wraz z bohaterami w obcisłych rajtuzach, które sami byśmy nosili, gdyby nie obowiązywały pewne zasady, a my bylibyśmy z innej planety.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Artykuł Cały ten Marvel – recenzja książki. Szaleństwo komiksowego uniwersum pod lupą Douglasa Wolka pochodzi z serwisu Pograne.