Zabawa z piekła rodem. Doom: The Dark Ages – recenzja gry

Doom: The Dark Ages to nowe spojrzenie na kultową serię strzelanek. Doomguy w średniowiecznej odsłonie? Takiego jeszcze go nie widzieliście! Czy to dobre posunięcie ze strony id Software? Dowiecie się w naszej recenzji. 

Już na starcie gry widzimy, że czeka nas totalnie inny wymiar rozrywki niż zazwyczaj. Gracze przyzwyczajeni do piekielnych krajobrazów czy kosmicznych planet z pewnością poczują się jak u siebie w domu. Jest jednak parę nowych elementów, które sprawiają, że Doom: The Dark Ages wyróżnia się na tle swoich poprzedników. W naszej recenzji dowiecie się, jakie zmiany i nowości twórcy wprowadzili do gry.

Inny wymiar chaosu

Zacznijmy od kultowego Doom Slayera. Tym razem ujrzymy go w nowej odsłonie. Przywdziewa pelerynę i udaje się w bój, dzierżąc w dłoni kiścień. Można byłoby pomyśleć, że wewnątrz to ten sam dobry Doomguy co zazwyczaj – potężny zabijaka demonów, bezimienna postać, bezduszny wojownik. Nic bardziej mylnego. Pomimo tego, że nie spodziewałam się od jego postaci fajerwerków, było kilka momentów, które zmieniły moje zdanie. W trakcie rozwoju fabuły Doom: The Dark Ages twórcy wyciągnęli kilka asów z rękawa. Asy te sprawiły, że bohater przestał być aż tak jednowymiarowy, jak można byłoby początkowo oczekiwać. 

Jednak żeby w pełni pojąć progres, jakiego dokonał nasz bohater, należy zarysować z grubsza fabułę gry. Nie można też nie wspomnieć o innych postaciach, które odgrywają w niej niejako ważne role.

 Zrzut ekranu z gry Doom: The Dark Ages

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

Doom: The Dark Ages od razu wrzuca nas w wir wydarzeń toczącej się wojny. Jako protektor planety Argent D’Nur będziemy robili to, co Doomguy robi najlepiej. Od początku zabijamy demony wypełzające prosto z czeluści piekła na milion możliwych sposobów: tniemy, bijemy, strzelamy, skręcamy, walimy! Krew leje się na prawo i lewo, a trzask łamiących kości dopełnia całe to audiowizualne widowisko. Typowy, stary, dobry Doom, za którego go pokochaliśmy.

Twórcy jednak od razu wrzucają nas na głęboką wodę zarówno pod kątem wdrożenia się w rozgrywkę, jak i zrozumienia historii tego świata. Fabuła w nowej odsłonie odgrywa ważną rolę. Powiedziałabym nawet, że ważniejszą niż w jakiejkolwiek poprzedniej części z serii. Pomimo tego mam wobec niej pewne zarzuty. Według mnie jest ona zbyt niejasna albo raczej brakuje mi w niej większego sensu. Nieraz zdarzało mi się łapać na tym, że się w niej gubię. Samodzielnie musiałam uzupełniać sobie braki, sięgając po pomoc z wikipedii fandomu. Wymagało to sporo zachodu, pomimo tego że tej narracji jest tak naprawdę stosunkowo mało.

Po pierwsze nie mamy pojęcia, dlaczego Doom Slayer jest w niewoli, gdzie traktowany jest niczym chłopiec na posyłki dla rasy Maykrów, których poznaliśmy już w Doom Eternal. Jako że Doom: The Dark Ages to prequel nowej serii strzelanek, w teorii widzimy ich tutaj chronologicznie po raz pierwszy. 

Po drugie chciałabym, aby historia tej rasy i innych była w większym stopniu pogłębiona. Mamy jedynie szczątki informacji, które musimy łączyć ze sobą niczym puzzle, co wprowadza w konsternację.

Zrzut ekranu z gry Doom: The Dark Ages

Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane

Doomguy figuruje jako marionetka pradawnej rasy Maykrów, pseudo bogów. Jest na każde ich zawołanie, a ilekroć próbuje się wyzwolić z okowów kończy się to fiaskiem. Zdaje się początkowo, że znajduje się w sytuacji bez wyjścia.

Doom Slayer wbrew swojej woli jest uwikłany w polityczną wojnę o potęgę. Broni królestwa, w którym władzę sprawuje Król Novik, a jego prawą rękę stanowi jego córka – Thira. 

Tutaj wtrącę, że twórcy nie popisali się oryginalnością w kwestii budowania charakterów, ani ich wyglądu. Mamy kolejnych mięśniaków z tą różnicą, że jeden jest mężczyzną w podeszłym wieku, a druga jest kobietą. Tylko tym tak naprawdę różnią się od głównego bohatera. 

Uwaga: w dalszej części akapitu znajdują się zamalowane na biało spoilery! No dobrze, Thirę wyróżnia jeszcze jedna cecha: posiada ukrytą, stłumioną boską moc na wzór jej pradawnych przodków. Dopatruję się w tym wątku potencjału do poszerzenia serii Doom o kolejne dodatki. W głównej roli można byłoby wcielić się w postać kobiecą, która wymiata nie tylko pięścią, ale też magią. Cóż to byłoby za widowisko!

Zrzut ekranu z gry Doom: The Dark Ages

Piekło na ziemi

Ale wracając do opisu fabuły – zostajemy wpuszczeni od razu w oko cyklonu. Doomguy broni królestwa przed demonami, które stanowią jedynie trupy do celu. Główni antagoniści: Ahzrak, Witch oraz Kreed Maykr przypominają mieszankę stereotypowych przedstawień diabła, wiedźmy i niedołężnego barona. Ostatni przywodzi na myśl barona Harkonnena z Diuny. Każda zresztą z wyżej wymienionych istot funkcjonuje tu na podobnej zasadzie jak w dziele Franka Herberta. Ma swój indywidualny cel, podąża za władzą czy jakąś formą zysku. Mimo tego, że brzmi to z pozoru jak dobry schemat narracyjny, to brak mu rozwinięcia. Nie ma szerszego lore czy pogłębionej motywacji tych postaci. 

Wspomniany Ahzrak – główny przeciwnik w Doom: The Dark Ages jest księciem piekieł. Szuka pewnego artefaktu, tak zwanego „Serca Argentu”, który pozwoliłby mu… zyskać boską moc i stać się potężnym zarządcą piekła. Płytcy, archetypowi wrogowie, którzy są źli dla samego bycia złym? Już widzieliśmy to wielokrotnie i to już wcale nie zaskakuje.

Zrzut ekranu z Doom: The Dark Ages

Poruszyć niebo i piekło

Dobrze, już jest jasne, o co toczy się stawka i w jakim świecie poruszają się nasi bohaterowie. Teraz uwaga na spoilery, jeśli ktoś nie chce zdradzać sobie elementów fabuły związanych z rozwojem postaci Doomguya. 

Pierwszym takim momentem była scena, w której uratował życie Królowi Novikowi i… przemówił! Powiem szczerze, że gdy usłyszałam, jak stonowanym, basowym głosem kazał mu uciekać, musiałam raz jeszcze upewnić się, że się nie przesłyszałam.

Drugą taką sytuacją była scena pokazania jego twarzy. Co prawda przez całą grę możemy dostrzec jego świecące ślepia czy zarys jego szczęki, to nie widzimy konkretów. Zobaczyć lico postaci, którą kierujemy przez co najmniej dziesięć godzin, jest bardzo gratyfikującym uczuciem. Pomimo tego, że traci na anonimowości i aurze tajemniczości.

Obie te decyzje ze strony twórców były czymś dla mnie świeżym w świecie Dooma. Twórcy pomimo zaniedbania innych postaci, starają się pogłębić jego charakter na tyle, ile mogą. Do tego stopnia, że nawet teraz kiedy nic nie mówi (lub mówi niewiele), to równocześnie dużo wyraża. Robi to poprzez swoją mowę ciała czy mimikę twarzy, która chwilami wyłania się za hełmem.

Pod koniec gry fanów czeka także wystrzałowa niespodzianka, pewnego rodzaju zwrot akcji. Nie będę jednak zdradzać szczegółów tej sekwencji gry – to trzeba przeżyć samemu!

Aż w piekle będzie słychać

Jednak wiadomo, że przecież nie o fabułę chodzi w Doomie. Zawsze chodziło o walkę z demonami o ciekawym designie postaci oraz o to, jak bardzo efektownie prezentować będzie się walka. Nie wybaczę jednak twórcom średniowiecznej wersji mojego ukochanego cacodemona… Uroczy, czerwony stworek w kształcie kuli z jednym okiem aktualnie przypomina teraz bardziej mind flayera z uniwersum Dungeons and Dragons. 

Jako że tym razem w level designie dominuje setting średniowiecznego fantasy, miałam kilka skojarzeń z innymi grami. Ostatnimi czasy spędziłam wiele godzin w Baldur’s Gate III (recenzja), więc startowe poziomy kojarzyły mi się z krainą z pierwszego aktu. Można także dopatrzyć się podobieństwa do innych RPGów – w szczególności skrzyżowania pomiędzy Dragon Age i Mass Effectem. Muszę przyznać, że połączenie fantasy z science-fiction bardzo zgrabnie wyszło w Doom: The Dark Ages.

Ale fani chcą po prostu, żeby flaki leciały tak, jak powinny. I tak jest, bo mamy do wyboru wystrzałowe bronie i wielką artylerię. Korzystanie z nich, w szczególności tych średniowiecznych, jak: buzdygan, kiścień, tarcza, elementy kolców to czysta frajda. Niesamowicie urzekł mnie ich skrzętny design – każde zadrapanie, inskrypcja czy wgłębienie. Wrażenie robią także skórki do broni, które można było odnaleźć w trakcie eksploracji, wśród figurek potworów czy kluczy do sekretnych lokacji. 

Zrzut ekranu z Doom: The Dark Ages

A w piekle będzie huk!

Modyfikacja broni oraz sam fakt, że jest w czym wybierać, to gratka dla graczy spragnionych dobrego kombatu. Oczywiście można stosować różne style walki i dopasowywać je do siebie. Osobiście najczęściej sięgałam po strzelbę, tarczę oraz broń z wysuwanym łańcuchem z przymocowaną kulą na końcu. Równocześnie należy przestrzegać też pewnych bitewnych zasad, co zmusza do ciągłej zmiany taktyki. Wisienką na torcie jest majestatyczny ubiór Doom Slayera, który wyśmienicie dopełnia się z broniami. 

Jednak największą atrakcją Doom: The Dark Ages, którą wykorzystano także do promocji gry, był lot smokiem. Mimo tego, że zjawiskowo prezentował się w zwiastunach i oficjalnych gameplay’ach to w praktyce nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Latało się nim opornie, brakowało swobody poruszania, a animacje lądowania wyglądały sztywno. Należałoby dopracować przejścia pomiędzy rozgrywką, a animacjami i przerywnikami filmowymi, a gra toczyłaby się płynniej.

Zrzut ekranu z Doom: The Dark Ages

Prędzej piekło zamarznie

Mimo tego, po czasie walki również stają się nużące. Być może to kwestia tego, że grałam na średnim poziomie trudności. A może to kwestia otwartych przestrzeni. Czasem krążyłam w kółko, szukając znajdziek czy następnego celu misji. I tak, korzystałam z mapy, ale mimo wszystko był to na mój gust za bardzo otwarty świat. Przynajmniej na taką grę jak Doom, która na myśl prędzej przywodzi korytarze czy zamknięte przestrzenie.

Drugą przyczyną mojego niezadowolenia mogą być nużące zadania. Polecenia zrobione „na jedno kopyto” typu: „zamknij pięć portali”, „aktywuj wrota uruchamiając dwie dźwignie”, „odnajdź i połącz trzy części klucza”, „naciśnij cztery guziki” itd. – to, w połączeniu z wielkimi przestrzeniami, stawało się denne i czasochłonne.

Zrzut ekranu z Doom: The Dark Ages

Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera

Nawet muzyka w nowej odsłonie za bardzo mnie nie urzekła. Szczerze mówiąc od połowy gry zaczęłam słuchać podcastów, gdyż czułam, że pod kątem warstwy audio nic za bardzo nie przykuwa mojej uwagi. Przynajmniej nie aż tak w dużej mierze jak poprzednie odsłony gry. W szczególności mam tu na myśli Dooma z 2016, który napawał mnie energią za każdym razem, gdy słyszałam elektryczną gitarę Mike’a Gordona. Zabawę w Doom: The Dark Ages definitywnie podkręciłaby lepsza ścieżka dźwiękowa. 

Jak już jesteśmy w temacie dźwięku, to jeszcze dorzucę coś od strony technicznej dla tych, którzy będą grali na padach. Dźwięki na kontrolerze są bardzo immersyjne, ale radzę wyregulować sobie ich głośność, bo początkowo raniły moje uszy. W szczególności mam tutaj na myśli dźwięk ostrzy i zbierania zdrowia oraz ładowania tarczy.

Może jestem trochę zbyt drobiazgowa, ale tęskniło mi się za poczekalnią jak w Doom Eternal. Statek kosmiczny niegdyś stanowił hub, w którym można było zabrać oddech pomiędzy misjami, podziwiać nasze dotychczasowe zdobycze i trzymać rękę na pulsie w kwestii naszego progresu fabularnego. Myślę, że ze względu na brak tych przerw między walkami większe było moje znużenie ciągłą bitwą. Napięcie po walce powinno mieć jakieś ujście, aby znów na nowo wzrastało, niczym sinusoida. Nieskończona walka mija się z celem.

Zrzut ekranu z Doom: The Dark Ages

Dobremu wszędzie dobrze, a złemu to i w piekle nie dogodzi

Kończąc moją passę negatywnych cech Doom: The Dark Ages wspomnę jeszcze o animacjach postaci. Nie podobały mi się ze względu na to, że były bardzo stylizowane. Wiem, że nie ma obowiązku, aby zawsze iść w hiperrealizm. Sama jestem wielką fanką stylizowanych filmów, animacji czy gier, ale dostrzegłam pewien dysonans pomiędzy projektem postaci, a świata wokół. Całe środowisko – różne planety, projekt broni, szramy na zbroi Doom Slayera – wyglądało bardzo realistycznie. Tymczasem postaci humanoidalne (potwory zostawiamy w spokoju – one wciąż stanowią jeden z najlepszych aspektów gry) były do siebie bardzo podobne pod kątem wyglądu. Wszyscy są umięśnieni niezależnie od płci i mają niezwykle kwadratowe szczęki. Ich twarze, w zderzeniu z otoczeniem, tracą na detalach i wyglądają troszkę zabawnie.

Zrzut ekranu z Doom: The Dark Ages

Więcej chaosu, mniej sensu – finalne wrażenia z Doom: The Dark Ages

Fabuła na pewno nie jest mocną stroną prequela – przydałoby się kilka szlifów, aby historia miała ręce i nogi. Rozwinięcie postaci, uzasadnienie ich motywów i samo światotwórstwo sprawiłoby, że gra byłaby dużo lepsza. 

Wybór settingu średniowiecznego fantasy i połączenie go z elementami science-fiction to strzał w dziesiątkę. Jest to coś, co nieczęsto pojawia się w popkulturze, a jeśli już, to nie jest ukazane w sposób tak umiejętny jak tu. Ten pomysł twórcy pragną zresztą w dalszym ciągu eksplorować.

Doom: The Dark Ages z pewnością polecę osobom, które chcą się wyładować czy po prostu zrelaksować się po ciężkim dniu. Walka z demonami wciąż przynosi niesamowitą frajdę, pomimo braku wyważenia jej z momentami pozornego spokoju. 

Artykuł Zabawa z piekła rodem. Doom: The Dark Ages – recenzja gry pochodzi z serwisu Grajmerki – gry (nie tylko) kobiecym okiem.

Other contents

www.GameFeed.pl - wszystkie newsy w jednym miejscu

Świetne gry za darmo. Zestaw popularnych produkcji na PC

Świetne gry za darmo. Zestaw popularnych produkcji na PC

Dune: Awakening z błędem, w który aż ciężko uwierzyć. Gracze otrzymają rekompensatę

Dune: Awakening z błędem, w który aż ciężko uwierzyć. Gracze otrzymają rekompensatę

PS Plus istnieje już od 15 lat. Sony podsumowuje jubileusz usługi

PS Plus istnieje już od 15 lat. Sony podsumowuje jubileusz usługi

Metal Gear Solid Delta Snake Eater na nowym fragmencie rozgrywki. W grze szykują się brutalne starcia

Metal Gear Solid Delta Snake Eater na nowym fragmencie rozgrywki. W grze szykują się brutalne starcia

Rick Grimes i Michonne zmierzają do Dead by Daylight. Twórcy opowiadają o crossoverze z The Walking Dead

Rick Grimes i Michonne zmierzają do Dead by Daylight. Twórcy opowiadają o crossoverze z The Walking Dead

Wolcen Studio przybliża Project Pantheon – mroczne extraction RPG z mitologią w tle

GOG na Linuksie? Pewnie, jest na to nowe rozwiązanie!

Zabawa z piekła rodem. Doom: The Dark Ages – recenzja gry

Zabawa z piekła rodem. Doom: The Dark Ages – recenzja gry

Gracze PlayStation mają świetną okazję, aby nadrobić Cyberpunk 2077. Znamy lipcową ofertę PS Plus

Gracze PlayStation mają świetną okazję, aby nadrobić Cyberpunk 2077. Znamy lipcową ofertę PS Plus