Lata 90. i towarzyszący im przełom stuleci były dla wampirów niezwykle dobrym czasem w popkulturze. Kino i literatura bardzo chętnie konfrontowały nas z krwiopijcami w rozmaitych formatach. Któż nie znał przygód Lestata, Blade’a, Buffy lub Drakuli? Świat gier nie pozostawał rzecz jasna w tyle. Za sprawą cyklu Castlevania wielokrotnie mogliśmy stawić czoła groźnym stworzeniom nocy. I pewnie, odsyłanie mrocznych pomiotów do piekła było świetne. Ale co gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Karpaty? Eee, to znaczy samemu zostać wampirem. Odpowiedzią na te pragnienia stała się seria Legacy of Kain, której początki sięgają 1996 roku. Historia Kaina spodobała się graczom na tyle, że kontynuacja stała się jedynie kwestią czasu. Był to jednak sequel bardzo nietypowy, ponieważ wprowadzał nowego bohatera oraz kompletnie odmieniał charakter rozgrywki. Powrót do tej pozycji ułatwia wydany w grudniu 2024 roku remaster. Czy warto? Mam nadzieję, że ta recenzja Legacy of Kain: Soul Reaver rozwieje wszelkie wątpliwości.
Ach, Soul Reaver! Jedna z gier mojej wczesnej młodości. Tytuł wybitnie wpisujący się w gusta nastolatka, który przeżywał właśnie początek fascynacji muzyką metalową. Gotycki mrok, wampiry i świat pełen tajemnic. To wszystko wyjątkowo działało na moją wyobraźnię. Ale czy po latach ta historia nadal wywiera na mnie takie wrażenie? Myślę, że nawet większe niż kiedyś. Przede wszystkim ze względu na lepszą znajomość języka angielskiego. Umiejętność odczytania licznych odniesień kulturowych także ma tutaj spore znaczenie. Będę z Wami jednak szczery. Fabuła to zdecydowanie najmocniejszy aspekt tej gry i to właśnie dla niej warto po ten tytuł sięgnąć. Gameplay stoi nieco z boku. Jest bardziej narzędziem pozwalającym wziąć udział w tej opowieści aniżeli atrakcją samą w sobie.
Legacy of Kain: Soul Reaver to dramat w iście szekspirowskim stylu. Głównym bohaterem gry jest Raziel, który szuka zemsty na swoim dawnym mistrzu – Kainie. W przypływie zazdrości Kain wydaje na Raziela wyrok śmierci, który egzekwuje rękami jego wampirzych braci. Wrzucony do potężnego wiru nieszczęśnik ginie w katuszach, zaś jego udręczone ciało spoczywa na dnie jeziora umarłych. Mija kilkaset lat, po których wracamy do życia pod postacią groteskowego upiora. Szybko okazuje się, że nie tylko wygląd Raziela uległ radykalnej przemianie. Tętniąca niegdyś życiem kraina Nosgoth stała się pustkowiem wyjałowionym przez plagę wampiryzmu. Nowym panem i przewodnikiem Raziela po tym niegościnnym świecie zostaje tajemniczy bóg o wyjątkowo lovecraftowskiej aparycji.
Dziwnym zbiegiem okoliczności mackowaty stwór również pragnie pozbyć się Kaina. Związani niewygodnym paktem ruszamy przed siebie, aby dokonać upragnionej zemsty. Fabuła Legacy of Kain: Soul Reaver nie należy do szczególnie skomplikowanych. Rzecz w tym, że ta nieskomplikowana fabuła jest cholernie dobrze napisana. Wspomniany szekspirowski sznyt to jedno. Dodatkową warstwę zagęszczającą stanowi mozaika motywów i symbolizmu religijnego. Imiona bohaterów, zabójstwo z zazdrości, mesjanizm lub śmierć i zmartwychwstanie Raziela. Wszystko to wypływa ze źródeł wierzeń chrześcijańskich i judaizmu.
Autorką scenariusza jest Amy Hennig, dziś kojarzona głównie z bestsellerową serią Uncharted. Magia nazwiska to jednak nie wszystko. Co zatem sprawiło, że intryga przedstawiona w grze była tak interesująca? Przede wszystkim kreacje postaci. Raziel to bohater tragiczny, targany żądzą zemsty, wewnętrznymi rozterkami i poczuciem głębokiej niesprawiedliwości. Z czasem odkrywa szokujące fakty na temat własnej przeszłości oraz motywacji swojego nowego pana. Niczym uczestnik antycznej tragedii próbuje uciec przed, zdaje się, nieuniknionym przeznaczeniem. Kain to bardziej doświadczony zawodnik, który sprawniej porusza się w gęstej sieci intryg. Choć bywa porywczy i arogancki, to doskonale rozumie zasady gry i cierpliwie czeka na swój moment. Z kolei tajemniczy przedwieczny bóg ma swoje własne nieodgadnione zamiary co do całego Nosgoth. Obaj próbują zmanipulować rozgoryczonego Raziela, aby ten mimowolnie przyczynił się do realizacji ich planów.
Wymienione postaci zostały dodatkowo fantastycznie zagrane. Trio w składzie Michael Bell (Raziel), Simon Templeman (Kain) i Tony Jay (Elder God) wykonało niesamowitą robotę. A trzeba mieć na względzie, że mówimy o tytule z 1999 roku. Nawet w dużych grach porządny voice acting nie był wówczas czymś oczywistym. O jakości tej pracy niech świadczy fakt, że w recenzowanym remasterze wykorzystano oryginalne ścieżki. Swoją drogą, niektóre zapisy z sesji nagraniowych możemy obejrzeć w sekcji materiałów dodatkowych dołączonych do gry. Dialogi brzmią świetnie i co ciekawe są zgodne z decorum gatunkowym dramatu. Jest podniośle i poważnie. Serio, gdyby posłuchać ich w oderwaniu od obrazu, to można pomyśleć, że słuchamy wersów ze sztuki teatralnej a nie dialogów z gry wideo.
Wymieniona trójca dźwiga na swych barkach cały ciężar dostarczenia nam odpowiednich wrażeń i z tego zadania wywiązuje się znakomicie. Soul Reaver to dobry przykład tego, że przy ograniczonych środkach można uzyskać świetne rezultaty, jeżeli bohaterowie i świat przedstawiony są interesujący. W grze, co prawda, pojawia się jeszcze kilka innych postaci, ale pełnią one role wyłącznie epizodyczne.
Skoro już wiemy, kto jest kim i o co w tym ambarasie chodzi, to pora przyjrzeć się rozgrywce. Na pierwszy rzut oka gra budzi skojarzenia z trójwymiarowymi akcyjniakami, jakich pełno u schyłku lat 90. Jeżeli spodziewacie się przelatywania przez mapę z prędkością wiatru, akrobacji i widowiskowych pojedynków, no to bardzo się zdziwicie. Legacy of Kain: Soul Reaver to w pierwszej kolejności przygodówka stawiająca na eksplorację świata i zagadki. Gdzieś z tyłu człapią elementy platformówkowe, zaś na szarym końcu dynda sobie walka. Dzieło Crystal Dynamics charakteryzuje się raczej nieśpiesznym tempem zabawy.
Najwięcej czasu spędzimy na zwiedzaniu licznych zakamarków mrocznego Nosgoth. Świat ten pełen jest zatopionych jaskiń, ponurych krypt, twierdz czy innych nekropolii. Z perspektywy dzisiejszych standardów wystrój jest dosyć ascetyczny, ale same pomysły lokacji nadal się bronią. Zanim dopadniemy despotę Kaina, najpierw musimy rozprawić się z braćmi Raziela. Eliminacja dawnych krewniaków ma nie tylko znaczenie fabularne, ale i dla samej rozgrywki. Soul Reaver jest bowiem mocno zakorzeniony w formule tzw. metroidvanii. Do kolejnych rejonów świata gry zyskujemy dostęp stopniowo. Nagrodami za pokonanie poszczególnych braci są specjalne dary. Raziel może nauczyć się m.in. wspinania po ścianach lub pływania w wodzie, która w tym świecie jest zabójcza dla wampirów.
Wraz z postępami w przygodzie możemy odwiedzić wcześniej niedostępne rejony map. Czekają tam na nas przydatne artefakty i zaklęcia, które mniej dociekliwi gracze mogą kompletnie przegapić. Dla amatorów lizania ścian przygotowano kilka opcjonalnych lokacji, do których gra w normalnym toku nigdy nas nie zaprowadzi. Dodatkowo we wszystkich istotnych miejscówkach ukryto magiczne portale. Dzięki nim możemy o wiele sprawniej podróżować po Nosgoth. Ten prosty system szybkiej podróży wyraźnie usprawnia szukanie sekretów na późniejszych etapach rozgrywki.
Elementy platformówkowe stanowią pewne urozmaicenie w zabawie. Twórcy utrzymali jednak fantazję na wodzy i nie znajdziecie tutaj jakichś szalonych torów przeszkód. Starano się iść w kierunku niezaburzającym immersji. Oznacza to tyle, że wszelkie przeszkody, na jakie się natkniemy, stanowią integralną część otoczenia. Raziela wyposażono w odpowiedni zestaw ruchów, który pozwala mu podołać tym wyzwaniom. Poza skakaniem lub chwytaniem się krawędzi nasz upiorny bohater potrafi też szybować na błonach utraconych skrzydeł. Jeżeli mogę wystosować jakikolwiek zarzut pod adresem tego elementu gry, to będzie nim praca kamery. Ta dosyć często lubi się układać pod niekorzystnymi kątami, tak że np. widzimy tylko plecy naszej postaci.
Jedną z najciekawszych zdolności Raziela jest możliwość podróżowania pomiędzy wymiarem materialnym i duchowym. Każdy z planów rządzi się swoimi własnymi prawami. Przykładowo w świecie materialnym możemy wchodzić w interakcje z przedmiotami. Przejście do wymiaru duchowego sprawia, że otoczenie ulega deformacji i czas staje w miejscu. Gra często wymaga od nas lawirowania pomiędzy nimi, aby rozwiązać zagadki środowiskowe. Do świata niematerialnego trafiamy również w sytuacji, gdy Raziel straci całą energię życiową. Aby zregenerować nadwątlone siły, musimy pożywić się zbłąkanymi duszami. Do cielesnej formy możemy wrócić wyłącznie poprzez specjalne punkty przejścia i będąc w pełni zdrowia.
Zagadki logiczne najczęściej polegają na układaniu sześciennych bloków. Początkowo nie są zbyt skomplikowane, jednak z czasem zaczynają wymagać planowania ruchów, użycia wyobraźni przestrzennej i mieszania różnych mechanik. Układanie klocków zdecydowanie dominuje nad pozostałymi formami zagadek. Dziwi to o tyle, że w grze pojawiają się inne pomysłowe łamigłówki. Nie wiedzieć czemu twórcy nie zdecydowali się wykorzystać ich częściej. A szkoda, ponieważ na dłuższą metę doskwiera nieco mała różnorodność tych wyzwań.
Legacy of Kain: Soul Reaver nigdy nie było grą nastawioną na konfrontację. O walce można powiedzieć tyle, że po prostu jest. I tak po prawdzie, to walczymy raczej rzadko. Mimo wszystko jest to ten element gry, który zestarzał się najmniej godnie. Zakres możliwości Raziela jest raczej skromny. Nasz bohater potrafi wyprowadzać podstawowe ciosy, jeden prosty kombos lub skorzystać ze znaleźnej broni i to w sumie byłoby na tyle. Z czasem wchodzimy w posiadanie tytułowego łupieżcy dusz, czyli widmowego ostrza, które wyrasta z prawego ramienia Raziela. Eteryczny miecz poprawia nieco zasięg ataków, leczy nas za każdego zabitego wroga i po prostu wygląda bardzo fajnie. Z jego mocy możemy korzystać tylko wtedy, gdy nasz bohater jest w pełni sił.
Gdy patrzy się na pewne elementy tego skromnego systemu walki, widać że twórcy chcieli zrobić coś więcej. Niestety terminy goniły i sporo nieukończonej zawartości ostatecznie trafiło do kosza. Aby pokonać naszych wrogów, nie wystarczy tylko porachować im gnaty. Wampiry to twarde sztuki i żeby zabić je na dobre, trzeba pochłonąć ich duszę lub zniszczyć ciało. W niektórych momentach gra daje nam możliwość skorzystania z otoczenia do pokonania nieprzyjaciół. Oszołomionych wrogów można wrzucić do zabójczych wód lub światła słonecznego, nadziać na wystające ze ścian szpikulce albo spalić. Ten podchwytliwy charakter pojedynków widać szczególnie podczas starć z bossami. W zasadzie próżno mówić tutaj o walkach, ponieważ każdego z braci pokonujemy podstępem.
Za remaster Legacy of Kain: Soul Reaver odpowiada firma Aspyr, która stworzyła m.in. odświeżoną wersję klasycznej trylogii Tomb Raider (recenzja na stronie). Podobnie do przygód Lary Croft gra doczekała się odświeżonej oprawy wizualnej oraz kilku pomniejszych usprawnień. Pomiędzy starą a nową szatą graficzną możemy się przełączać w dowolnym momencie zabawy. Modele postaci, broni i niektórych przedmiotów są bardziej szczegółowe. Dodano też lepszej jakości tekstury i efekty świetlne oraz usprawniono niektóre z animacji. Pomimo że wszystko działa płynniej, to trudno jednak nie zauważyć, że to gruba warstwa pudru na ponad 25-letniej grze. Pewnym rozczarowaniem jest brak jakichkolwiek opcji wyświetlania. Niestety nie da się zmienić rozdzielczości, pola widzenia ani nawet jasności obrazu.
W kwestii rozgrywki wprowadzono kilka usprawnień wyraźnie poprawiających komfort zabawy. Najlepszym dodatkiem jest zdecydowanie mapa, której nie było w oryginale. Dzięki niej o wiele łatwiej zorientować się w naszym położeniu. Ekran mapy dodatkowo zawiera cenne informacje na temat liczby sekretów, które skrywają poszczególne lokacje. Oprócz tego pojawiły się bardzo pomocne ikony informujące nas o możliwości interakcji z jakimś elementem otoczenia. Niby mały detal, a ratuje przed frustracją wynikającą z utknięcia w niektórych miejscach. Sporą gratką dla fanów z pewnością okaże się sekcja materiałów bonusowych. Znajdziecie tam m.in. wycięte z gry lokacje, materiały wideo, trochę concept artów i wspomniane już nagrania z sesji dubbingowych.
Saga o wampirach z Nosgoth nigdy nie doczekała się pełnoprawnego zakończenia. Ostatnia gra z serii, czyli wydane w 2003 roku Legacy of Kain: Defiance nie było planowane jako finał tej opowieści. Niestety życie podjęło inną decyzję głosami korporacyjnych decydentów. Historia Kaina i Raziela nadal czeka na domknięcie, ale czy kiedykolwiek do niego dojdzie? Życzyłbym sobie tego, jednak mój wrodzony pesymizm podpowiada mi, że to może nigdy nie nastąpić. Ale być może w tym ciemnym tunelu jednak tli się jakaś iskierka nadziei?
W 2022 roku grupa Embracer odkupiła od Square Enix prawa do kilku niegdyś popularnych IP. Wśród nich znalazły się m.in. moje ukochane Deus Ex, Thief oraz Legacy of Kain. Być może ten remaster jest sondą, która ma wybadać, czy marka budzi jeszcze jakiekolwiek zainteresowanie? Do podobnych przemyśleń skłania mnie kickstarterowy projekt, którego celem jest wydanie oficjalnej powieści graficznej pt. Legacy of Kain: Soul Reaver – The Dead Shall Rise. Czy ktokolwiek zadawałby sobie trud tworzenia nowych mediów wokół marki, która jest martwa od dwóch dekad, gdyby nie miał wobec niej planów? Niestety, póki co, wszystko to pozostaje wyłącznie w sferze domysłów. Czas pokaże, czy te przypuszczenia będą miały jakieś pokrycie w rzeczywistości.
Wypadałoby spiąć ten tekst jakąś klamrą, dlatego odpowiedzmy sobie na najważniejsze pytanie. Czy warto wrócić do Legacy of Kain: Soul Reaver w 2025 roku? Jeżeli chcecie poznać jedną z najlepiej napisanych historii o zemście, to zdecydowanie tak. Musicie mieć jednak na uwadze ważną rzecz. Pod względem mechanicznym to tytuł, który został mocno nadgryziony zębem czasu. Nie będę Was okłamywał, to była wspaniała i nostalgiczna podróż w przeszłość. Niestety okupiona licznymi momentami frustracji za sprawą szalejącej kamery i archaicznego gameplayu. No ale taki to już urok grania retro.
Artykuł Masz mnie wampirze. Legacy of Kain: Soul Reaver – recenzja gry pochodzi z serwisu Grajmerki – gry (nie tylko) kobiecym okiem.