Gry, które trafiają do early access mają jedną zaletę, która może jednocześnie być ich wadą. Wielu twórców oddaje w ręce graczy nieoszlifowane diamenty. Czasami są one jednak bardzo nieoszlifowane. Czy tak jest z La Quimera?
Czy ktoś z was miał specyficzne marzenie? Dla przykładu kiedyś być najemnikiem w świecie kontrolowanym przez korporacje i to jeszcze w Ameryce Środkowej? Jeśli kiedyś chcieliście być niczym Jango Fett albo Cad Bane ze Star Wars, to macie okazję na ciekawe doświadczenie i to w świecie wirtualnym, gdzie jesteście tym gościem, którego śle się, by wykonać pewne zlecenia za kasę dla naszego szefa. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym południowoamerykańskim mieście Nuevo Caracas, a świat zmierza ku piekłu. Poza murami miasta ma miejsce jakaś apokalipsa robotów niczym z Terminatora Jamesa Camerona lub Horizon: Zero Dawn od Guerilla Games, która nigdy nie została wyjaśniona. Jedynie opowiada nam to świat. Bałagan, ciała ludzi, wszędzie jedno wielkie pobojowisko. A wewnątrz wcale nie jest lepiej, gdyż panuje wojna korporacji, co niezwykle mocno kontrastuje ze skrajnym ubóstwem.
Twórcy w nasze ręce oddają klasycznego shootera. Dla gracza głównym założeniem jest przechodzenie z punktu A do punktu B z odpowiednio dużą liczbą wyeliminowanych przeciwników. W grze spotkamy ich dwa typy. Są oni podzieleni na ludzkich i robotycznych. Jednych załatwimy klasycznym karabinem, natomiast tych drugich wyeliminujemy specjalnym typem broni na pociski energetyczne. Brzmi jak utrudnienie, ale niezależnie od poziomu trudności – jeśli się postaracie, to i karabinem załatwicie robotę. Gra jest nadal we wczesnym dostępie, więc być może zostanie to w przyszłości zmienione.
La Quimera to gra, w której widać pomysł na fabułę, w której skrzypce grają polityka, pieniądze, kartele i mordercze roboty. Przypomina to trochę mieszankę taniego sitcomu, filmu z lat osiemdziesiątych, gdzie ktoś dorzucił tanie plot twisty, słabe teksty i pomyślał, że do tego potrzebne są jeszcze mordercze roboty. Do całego kompletu tego chaosu brakuje jeszcze jakiegoś kosmity. Za każde wykonane zlecenie dostajemy zapłatę pozwalającą nam na poprawienie oraz ulepszenie naszego arsenału. Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że przeciwnicy — niezależnie od ich typu — to gąbki na pociski. Nie jest to kaliber pokroju ostatniej odsłony serii Borderlands albo Necromunda: Hired Gun, ale La Quimera jest czymś podobnym, choć o nieco mniejszym kalibrze i im sprawniej i celniej strzelamy, tym łatwiej nam iść przez poziomy gry w towarzystwie naszych kompanów lub sztucznej inteligencji mającej teksty niczym ten jeden wujek z wesela, co wypił o ten jeden kieliszek za dużo.
Mechanika strzelania oraz to, jak zachowują się przeciwnicy, jest poprawne i ciekawe. Kiedy trzeba, to nacierają na Ciebie, a gdy jest ich mniej, to starają się w jakiś sposób zapędzić nas w kozi róg. Jednak z biegiem czasu oraz coraz lepszą znajomością map i mechanik gry wszystko staje się schematyczne, co mam nadzieję, zostanie poprawione i dopracowane, gdy pojawią się aktualizacje. Nie jest to na szczęście nudne dla odbiorcy, ponieważ twórcy postarali się, by ten tytuł nawet na najłatwiejszym poziomie trudności stanowił wyzwanie dla gracza. Jedyną rzeczą, która bywa denerwująca — zapis. Dzieje się to w określonych momentach poprzez oznaczenie na ekranie lub pojawienie się odpowiedniego przerywnika filmowego. Nie jest to złe rozwiązanie, ale, czy to jako gracz nie mam do końca pewności, czy nasza rozgrywka zostaje zapisana. Co więcej, grafika nie zachwyca. Przynajmniej w wersji, w jaką ja grałem. Mam jeden z nowszych komputerów (i714700K, 32 GB RAM, 5070 12 GB VR), a mam wrażenie, że grafika jest niczym z tytułów z poprzedniej dekady. Oczywiście nie jest to przytyk w stronę autorów, bo z jednej strony rozumiem, że by dostarczyć pomysł na rynek, musieli oni pójść na pewne kompromisy.
Technicznie mogę powiedzieć, że gra działa bez problemu. Twórcy oddali w nasze ręce coś, co już ma jakiś kształt i wierzę, że z każdą następną aktualizacją nabierze więcej treści, a jej dotychczasowe błędy pójdą w zapomnienie. Grzechy tego tytułu są delikatnymi mankamentami, ale nie żałuję, że podjąłem się napisania tego tekstu. Twórcy La Quimera dostarczyli mi ciekawą odtrutkę po Doom: The Dark Ages. La Quimera to ciekawy shooter, o dość niecodziennym, jak na geopolitykę, wątku fabularnym. Ma on potencjał, by stać się dobrym tytułem, w jakim część graczy może odnaleźć przyjemne doświadczenie i jednocześnie przypomnieć, że czasem warto sięgać po tytuły mniejsze, nawet jeśli nie przebiły się one za bardzo do tego, co obecnie króluje w growym mainstreamie. Jednak patrząc całościowo na La Quimera i fakt, że to tytuł mający przed sobą jakąś drogę, do tego, by być finalnym produktem — mamy przed sobą ciekawy produkt z pomysłem, który może trafić do wielu niedzielnych odbiorców.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Artykuł La Quimera – wczesny dostęp (PC). Dziwna gra, która ma potencjał pochodzi z serwisu Pograne.