Ta produkcja wpadła mi w oko już na etapie dema na zeszłorocznym festiwalu Steam. Sorry We’re Closed kupiło mnie estetyką, nietypowym systemem walki i interesującymi projektami postaci. To survival horror w retro stylu: ze sztywną kamerą i grafiką jak z PlayStation 2, który zabiera nas do świata pełnego aniołów i demonów. Wcielamy się w Michelle, młodą, zwyczajną kobietę, którą ma na oku pewna piekielna istota. Pewnej nocy życie protagonistki zostaje wywrócone do góry nogami i będzie musiała zmierzyć się z demoniczną klątwą. Po drodze spróbuje poukładać swoje życie, nawiąże relacje z mieszkańcami dzielnicy, w której żyje oraz spotka wiele przedziwnych postaci. Przed Wami recenzja gry Sorry We’re Closed.
Michelle to najzwyklejsza mieszkanka londyńskiej dzielnicy. Pracuje w sklepie, wynajmuje stanowczo za drogie mieszkanie, nosi niemodne buty i wciąż przeżywa zerwanie z dziewczyną. Wszystko się zmienia, kiedy Michelle staje się obiektem uczuć demonicznej istoty zwanej The Duchess. Rzuca na bohaterkę klątwę, a jedyne czego pragnie, to miłość. Oczywiście jest to ten niezdrowy rodzaj uczucia i Duchess nie rozumie słowa „nie”. Bohaterka więc będzie musiała się pośpieszyć, aby uwolnić się od demonicznego fatum.
Wraz z klątwą Michelle otrzymała również trzecie oko. Wystarczy, że pstryknie palcami, a w niewielkim promieniu od siebie zobaczy alternatywny świat. Ta mechanika jest kluczowa w rozgrywce i mocno wpływa na walkę oraz eksplorację. Ale o tym za chwilę. Warto na początku wspomnieć, że od teraz bohaterka może poznać drugą naturę otaczających ją osób. Okazuje się bowiem, że prawdziwą twarz ukrywa połowa sąsiedztwa. Niektórzy są ofiarami Duchess, inni – po prostu demonami czy aniołami. Ta okolica skrywa mnóstwo tajemnic, które krok po kroku spróbujemy odkryć.
Już sama eksploracja okolicy daje mnóstwo frajdy. Z czasem o postaciach dowiadujemy się kolejnych rzeczy i stają się czymś więcej niż tylko dekoracją tła. Z kumplem pracującym w sklepie muzycznym pogadamy o demonach, a miły starszy pan z kiosku zawsze chętnie poinformuje nas o najnowszych wydarzeniach. Co więcej, sama Michelle może wpływać na losy poszczególnych postaci. Nie chcę zdradzać tutaj za dużo, ale w ciągu zabawy jesteśmy w stanie pomóc w życiu miłosnym jakimś trzem parom. Gra oferuje nam kilka różnych zakończeń, dlatego musimy zwracać sporą uwagę na nasze wybory.
To był chyba ten element gameplayu, który najbardziej mnie zaskoczył. W pozytywnym sensie. Okazało się, że Sorry We’re Closed nie jest tylko liniowym straszakiem, który chce nam pokazać sztywną historię. Tutaj protagonistka ma spory wpływ na otaczający ją świat. Eksploracja i nawiązywanie relacji gra tutaj tak samo ważną rolę jak potyczki z przeciwnikami czy rozwiązywanie zagadek. Sprawia to, że czujemy się częścią czegoś większego i naprawdę zaczyna nam zależeć na tych wszystkich NPC-ach. Jak na horror, ta gra ma w sobie sporo uroku i aż chce się odwiedzić bohaterów ponownie i trzyma się za nich kciuki.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że Sorry We’re Closed jest przede wszystkim survival horrorem, dlatego stawiać czoła będziemy nie tylko miłosnym rozterkom, ale i krwiożerczym demonom. Swoją drogą produkcja może pochwalić się bardzo ciekawym systemem walki. Podczas starć robimy użytek ze wspomnianego trzeciego oka. Kiedy potwory znajdą się w zasięgu jego działania, widzimy dokładnie ich słabe punkty, wizualizujące się jako serduszka. Pozostaje nam tylko zaatakowanie każdego serca po kolei (pojawiają się one w różnych częściach stwora, czasem w okolicach głowy, czasem tułowia itd.) i niebezpieczeństwo zażegnane. Haczyk polega na tym, że dosłownie musimy zmienić perspektywę.
Przy wciśnięciu odpowiedniego przycisku nasza protagonistka zatrzymuje się w miejscu i możemy obserwować otoczenie z perspektywy pierwszoosobowej. Przydaje się to nie tylko podczas walki, ale i w czasie eksploracji, gdyż pozwala to nam dojrzeć rzeczy, które ukrywa sztywna kamera. Jednak w takim momencie jesteśmy bardzo podatni na atak, wszak nie możemy uciec. Ponadto, jeśli wystrzelona kula opuści pole trzeciego oka, traci na mocy i tylko zmarnujemy amunicję. Właśnie dlatego w czasie starć przyda się zarówno refleks, jak i dobra taktyka. To sprawia, że pozornie proste potyczki często wymagają od nas sporo myślenia. Satysfakcja z pokonanego przeciwnika jest za to ogromna.
Warto również robić użytek z innych dostępnych zasobów. W grze znajdziemy trzy podstawowe bronie: siekierę, pistolet i strzelbę oraz potężny atak o nazwie Heartbreaker. Po ten drugi możemy sięgnąć, dopiero gdy naładujemy kombo, ale potrafi on zmieść z planszy nawet najsilniejszego przeciwnika. Jeśli zwinnie żonglujemy atakami oraz polem trzeciego oka, walka staje się najbardziej interesująca.
Gdyby jeszcze tego było mało, w grze możemy zakupić różnego rodzaju wzmocnienia jak przykładowo powiększenie magazynku pistoletu czy rozszerzenie zasięgu trzeciego oka. Ulepszenia sprzedaje urocza lewitująca koźla głowa, u której spieniężymy również znalezione po drodze artefakty. Dodam także, że w tej produkcji za apteczki robi… woda. Jeśli chcemy uleczyć (nie tylko sercowe) rany, powinniśmy znaleźć jakąś butelkę mineralnej albo odkręcić najbliższy kran. A podobno gry komputerowe uczą tylko agresji.
To, co bardzo podoba mi się w Sorry We’re Closed to fakt, że potrafi kreatywnie wykorzystać dosyć proste mechaniki. Jak można zauważyć, walka czysto technicznie jest banalna – używamy trzeciego oka, widzimy wyraźnie słabe punkty przeciwnika i je po prostu atakujemy. Jednak w momencie, gdy wrogów jest więcej albo poruszają się w nietypowy sposób, sytuacja robi się nieciekawa. Jeszcze bardziej musimy się napocić, kiedy w grę wchodzą zagadki środowiskowe albo pułapki.
Chyba najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że ta gra nawet na późniejszych etapach potrafiła mnie czymś zadziwić. Czy to ciekawym zastosowaniem perspektywy sztywnej kamery, czy przeciwnikiem, który poruszał się tylko wtedy, gdy używamy trzeciego oka. Lubię, kiedy produkcje wykorzystują dosyć proste schematy, ale potrafią się nimi bawić i podejść do nich na świeżo.
Na koniec muszę wspomnieć o oprawie graficznej. Nie da się ukryć, że jest nietuzinkowa i rzuca się w oczy. Przyznam, że estetyka tej gry była pierwszą rzeczą, która mnie do niej przyciągnęła. Myślę, że najciekawszy jest tutaj ten kontrast pomiędzy uroczymi, kolorowymi, ekscentrycznie ubranymi postaciami a surowością i chłodem otaczającego ich świata. Z klasycznych survival horrorów Sorry We’re Closed zapożyczyło również modele postaci niczym z PlayStation 1. To wszystko tworzy moim zdaniem bardzo ciekawą i zapadającą w pamięć mieszankę.
Warstwa audiowizualna również wyszła tutaj świetnie. Jest coś satysfakcjonującego w pstryknięciu palcami Michelle, kiedy otwiera trzecie oko albo w ryku przeklętego pistoletu, który dzierży bohaterka. A słyszenie kroków czy odgłosów przeciwników, którzy zaraz wyjdą zza rogu i rzucą nam się do gardła, potrafiło wywołać ciarki. Już nie wspominając o ścieżce dźwiękowej, pełnej zapadających w pamięć utworów. Twórcy naprawdę na każdym polu zrobili kawał dobrej roboty.
Nie da się ukryć, że Sorry We’re Closed bardzo przypadło mi do gustu. Jest to świetna mieszanka ciekawego gameplayu, nietuzinkowej estetyki i dobrze napisanej fabuły z postaciami z krwi i kości (albo z rogów i anielskich skrzydeł?). Poza tym nie przypominam sobie żadnych technicznych defektów ani frustrujących momentów. Może moja recenzja brzmi aż za bardzo entuzjastycznie, ale naprawdę nie jestem w stanie znaleźć w Sorry We’re Closed jakichś większych wad.
Uwielbiam tę grę tak bardzo, że biorę się za ponowne przejście w ramach NewGame+, co nie zdarza mi się często. Po prostu tak spodobał mi się ten świat i zamieszkujące go postacie, że chcę zobaczyć, w jaki inny sposób mogę poprowadzić ich historie. Z ręką na sercu polecam i uważam, że warto tej produkcji poświęcić kilka wolnych wieczorów.
Artykuł Horror w stylu glamour. Sorry We’re Closed – recenzja gry pochodzi z serwisu Grajmerki – gry (nie tylko) kobiecym okiem.