Donkey Kong Bananza – recenzja (NS2). Świetny początek kolejnej generacji!

Mario, Luigi, Księżniczka Peach, Link, Zelda, Samus Aran, Pikachu i cała reszta kieszonkowych potworków – tak w mojej głowie od wielu lat wygląda pierwsza liga, jeśli chodzi o postacie i gry, które wykreowało Nintendo. Kawałek za nimi zawsze pozycjonowałem chociażby Kirby’ego, Yoshi’ego czy głównego bohatera tego tekstu – Donkey Konga. Sympatycznego goryla, który dzięki najnowszej odsłonie swojej serii – Donkey Kong Bananza – wskoczył do tego samego szeregu co wymienione wcześniej, największe gwiazdy z portfolio japońskiego giganta. I mam szczerą nadzieję, że zostanie tam na dłużej.

Spis Treści

  • Bananowe szaleństwo i niszczenie wszystkiego
  • Słonie, śpiewanie i banany
  • Więcej swobody niż bananów
  • Znajdzie się jeden lub dwa zgniłe banany w setkach kiści
  • Czy banany sprzedadzą konsolę?
  • Złoty banan jakości!


Kup Donkey Kong Bananza (NS2)

Bananowe szaleństwo i niszczenie wszystkiego

W ostatnich latach, aby platformówka została naprawdę doceniona, musiała się czymś wyróżniać. W 2023 roku Nintendo obdarowało nas genialnym Super Mario Wonder, w którym bawiliśmy się niesamowicie ciekawymi i oryginalnymi power-upami. Rok później Sony podbiło serca graczy Astro Botem, który do bardzo przyjemnej rozgrywki dorzucił solidną dawkę nostalgii. Czym chce zdobyć nasze uczucia Bananza? Destrukcją – oczywiście. Destrukcją wszystkiego.

Możliwość zniszczenia prawie całej mapy w dowolny sposób, nie jest niczym nowym, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z tą mechaniką w takiej skali. Zarówno jeśli chodzi o rozmiar potencjalnych zniszczeń, jak i o to, jak kreatywnie można je wykorzystać. Do zabawy dostajemy naprawdę wiele różnych światów, podzielonych na warstwy. Każda z nich charakteryzuje się czymś innym – odpowiada innemu biomowi. Skały, piasek, lawa, lód, wybuchowe różowe tereny – wszystko ma tu swoje zastosowanie i wszystko jesteśmy w stanie zniszczyć na swój sposób albo w innym tempie. A jak dokonujemy tych zniszczeń? Oczywiście potężnymi łapami Donkey Konga!

No dobrze, ale jak to dokładnie wygląda? Cała produkcja nie polega przecież wyłącznie na niszczeniu dla samego niszczenia – chociaż jeśli ktoś będzie chciał grać tylko po to, też to zrozumiem. Daje to naprawdę ogrom zabawy i pozwala się solidnie wyluzować. Umiejętność miażdżenia czy wyrywania z ziemi skał, którą posiada DK, wykorzystywana jest tutaj właściwie do wszystkiego. Możemy kopać tunele, tworzyć platformy, odkrywać nieoczywiste przejścia czy – za pomocą wybuchowych materiałów – niszczyć metalowe konstrukcje, przez które pięści Konga nie są w stanie same się przebić. Nie wiem, czy w teorii brzmi to aż tak zachęcająco, ale uwierzcie mi – w praktyce wypada to niesamowicie dobrze i całkowicie naturalnie. No i jest ogromnie zabawne. Banan nie schodzi nam z ust. I tak, to zamierzona gra słów.

Zrzut ekranu z gry Donkey Kong Banaza. Kong rozbija korzeń stworzony ze złota, w tle widać niebieską trawę

Słonie, śpiewanie i banany

Byłoby wielkim niedopowiedzeniem, gdybym omawianie rozgrywki spłycił jedynie do systemu destrukcji otoczenia. Donkey Kong Bananza to tytuł, który oferuje znacznie więcej. Fabuła – w dużym skrócie – polega na dotarciu do jądra planety poprzez przemierzanie kolejnych, wcześniej wspomnianych warstw. Wraz z postępem w grze co jakiś czas otrzymujemy nowe rozszerzenia rozgrywki. W wyścigu do wnętrza Ziemi Donkey Kong i jego towarzyszka Pauline zdobywają kolejne wzmocnienia. Nasz goryl z czasem zyskuje możliwość przemiany w wielkiego słonia czy zebrę. Te przemiany to właśnie tytułowe Bananzy – klasyczne power-upy, które umożliwiają m.in. szybszy bieg, znacznie większą siłę czy nawet zatrzymywanie czasu. Jest ich całkiem sporo, a wszystko to elegancko spleciono z dość prostą, ale dobrze dopasowaną do tego typu gry historią.

W trakcie przygody poznajemy kolejnych sprzymierzeńców, pomagamy im rozwiązywać problemy i mierzymy się z pułapkami oraz przeciwnikami, których nasyła na nas antagonista – Void Kong. Niezbyt przyjemny i mocno groteskowy czarny charakter, idealnie wpisujący się w archetyp „tego złego”, znany z gier Nintendo.

Warto też poświęcić chwilę postaci Pauline. Młoda towarzyszka DK potrafi skraść show i momentami przejąć pierwszoplanową rolę w tej przygodzie – głównie podczas wyreżyserowanych scenek przerywnikowych, bo w samej rozgrywce jej umiejętności nie są aż tak wyeksponowane. Owszem, jej specjalne zdolności pozwalają korzystać z Bananzy, ale sprowadza się to głównie do naciśnięcia dwóch przycisków – cała robota i tak spada na Konga. Pomimo że Pauline pojawiała się już w innych tytułach Nintendo (Mario Odyssey, Mario Kart World), to dopiero tutaj dostała więcej czasu antenowego. I osobiście jestem nią na tyle oczarowany, że z chęcią zagrałbym w tytuł w całości poświęcony jej postaci. Coś na wzór Princess Peach Showtime z ubiegłego roku.

Więcej swobody niż bananów

Donkey Kong ma obsesję na punkcie bananów. Jeśli Bananza się wam spodoba, to uwierzcie mi, że też na to zachorujecie. W całej grze – dosłownie wszędzie – ukryte są banany, które działają tutaj jak punkty doświadczenia. Po znalezieniu pięciu takich owoców dostaniecie punkt zdolności, którym możecie ulepszyć możliwości Konga. Na przykład zwiększyć jego siłę, dodać więcej serduszek odpowiadających za zdrowie czy – co w mojej opinii robić najlepiej – ulepszać nasze Bananzy.

Na samym początku nie zdawałem sobie sprawy, jak wielka jest to gra i ile godzin trzeba byłoby tutaj spędzić, aby znaleźć każdą jedną znajdźkę. Czy to wspomniane już banany, czy skamieliny, które pełnią tu rolę waluty, za którą możemy kupować nowe stroje. A i one mają tu jakieś zastosowanie! DK i Pauline mogą zmieniać garderobę (czy nawet kolor futra), w zależności od potrzeb. Niektóre spodenki czy kostiumy mają bowiem swoje zalety – mogą zwiększać prędkość poruszania się w wodzie czy zapewniać premię do pozyskiwanego złota, które co chwila wyskakuje z kolejnych części zdewastowanego przez nas terenu.

Jestem pod ogromnym wrażeniem rozmiaru tej produkcji, podobnie jak jej aktywności pobocznych. Szukanie zakopanych skarbów było bardzo przyjemne i często odciągało mnie od głównych zadań. Do tego dochodzą zagadki i wyzwania, w których – a jakże – też musimy się przebijać przez masę różnych skał. Znajdziemy wśród nich bezpośrednie nawiązania do klasycznych gier z Donkey Kongiem w postaci platformowych poziomów 2D, które zdecydowanie podobały mi się najbardziej. Są też wyzwania, w których w określonym czasie musimy pozbyć się ustalonej liczby przeciwników – najczęściej za pomocą sugerowanego przez grę i teren sposobu, ale mając już wiele ulepszeń i dostępnych Bananz, możemy próbować robić to po swojemu. Dostajemy wiele swobody nawet podczas walki, czy to ze zwykłymi przeciwnikami, czy z bossami. Każdy z nich zdaje się mieć jakąś określoną słabość, ale nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy spróbowali podejść do tego na własny sposób.

Zrzut ekranu z gry Donkey Kong Bananza, na którym widać różowego Konga, który przemierza roślinny świat.

Znajdzie się jeden lub dwa zgniłe banany w setkach kiści

Nie ma gier idealnych. Zawsze znajdzie się coś, do czego można będzie się przyczepić, co mogłoby działać lepiej. Nie inaczej jest z Donkey Kong Bananza. Zaznaczę jednak od razu, że w mojej opinii nie ma tego tutaj dużo. Po spędzeniu kilkudziesięciu godzin z dwójką naszych przemiłych bohaterów mogę śmiało stwierdzić, że najbardziej przeszkadzały mi trzy różne rzeczy.

Taką, którą można opisać naprawdę szybko i mieć za sobą, jest poziom trudności. Bananza nie jest produkcją, która rzuci wam wyzwanie. Przez 90% czasu to przyjemna, kolorowa platformówka, która – zwłaszcza w głównej historii – nie rzuci wam pod nogi wielkich wyzwań. Może pod koniec robi się nieco ciężej, ale wciąż nie jest to nic, co zaskoczy weteranów gatunku. Jeśli ktoś – tak jak ja – liczył na sporo zręcznościowych elementów rodem z Donkey Kong Tropical Freeze, cóż, może lekko się rozczarować. To jednak tylko moje zdanie i nie spotkałem się z wieloma tego typu zarzutami. Spotkałem za to dwa inne, które będą się pokrywać z moimi.

Kamera w Bananzie często szaleje – zwłaszcza podczas drążenia kolejnych tuneli. Prowadzi to do częstej dezorientacji w terenie i wypadania poza mapę. Nie jest to żaden glitch – najzwyczajniej w świecie spadamy w przepaść. I może to częściowo przez mój chaotyczny styl grania, ale okazało się, że nie ja jeden trochę na to narzekałem.

I na końcu coś, czego niestety obawiałem się najbardziej, patrząc na to, jak ta gra wyglądała i działała na przedpremierowych zwiastunach. Niestety, zdarzają się tutaj wyraźne spadki płynności animacji. Nie ma żadnej tragedii, ale jeśli spodziewaliśmy się, że wraz z nadejściem znacznie mocniejszego Switcha 2 te problemy znikną z ich flagowych gier – cóż, jeszcze nie teraz. Jednak naprawdę nie jest aż tak źle. Przez większość czasu grałem w trybie przenośnym i tutaj Bananza sprawdza się, według mnie, lepiej niż w trybie stacjonarnym. Przez większość czasu gra utrzymuje 60 klatek na sekundę.

Niestety, podczas 2–3 naprawdę ważnych starć z bossami, gdzie na ekranie zaczyna się dziać jeszcze więcej niż podczas swobodnej gry (a już tu dzieje się dużo), to nowa konsola Nintendo dostaje mocny wycisk. W pewnym momencie (w trybie stacjonarnym) miałem wrażenie, że jedna potyczka staje się wręcz niegrywalna. Wielka szkoda, bo – jak pisałem wyżej – przez większość czasu ten tytuł naprawdę imponuje tym, jak dobrze wygląda i działa. Przykładając oczywiście do niego miarę innych gier Nintendo z ich poprzedniej konsoli.

Czy banany sprzedadzą konsolę?

W pierwszej części tego roku byłem jedną z osób, która na Nintendo Switch 2 czekała, ale po pierwszej prezentacji mój entuzjazm znacznie zmalał. Nie chodzi mi o ceny sprzętu czy gier, ale o to, że japoński gigant nie zapewnił imponującego zestawu startowego. A jednak, miesiąc z małym okładem później, następca popularnego „pstryka” już zadokował pod moim telewizorem. Ryby dają się nabrać na nadziane na haczyki robaki – mnie Nintendo złowiło na banana. I nie żałuję.

Jeśli w 2017 roku tytułem, którym zachęcali do kupna konsoli, było The Legend of Zelda: Breath of the Wild, to po zapoznaniu się z Bananzą wiem, że może ona być czymś takim dla obecnej generacji. Chociaż jestem też świadomy, że to pewnie nie ta sama skala. Niemniej cieszą głosy w internecie, że jeśli coś ich skłoniło do zakupu nowego Switcha, to jest to właśnie ten Donkey Kong.

Złoty banan jakości!

Czasami żałuję, że nie stosujemy żadnej skali ocen ani nie dajemy chociaż czegoś w stylu „Pieczątki jakości Pograne”. Mam jednak nadzieję, że ta recenzja to odpowiednio wystawiona laurka dla gry, która zwyczajnie zasługuje na wiele pochwał i docenienie. Nawet jeśli raz czy dwa trzeba ją zganić za małe grzeszki. To była świetna przygoda, która dostarczyła mi bardzo dużo zabawy i która teraz wywołuje u mnie przeróżne myśli na temat tego, co dalej z serią Donkey Kong. Może będzie to powrót do korzeni i gra dwuwymiarowa?  Czy może twórcy znaleźli nowy, złoty środek i właśnie w ten sposób będą teraz serwować nam przygody goryla? Możliwe, że tego nie wiedzą jeszcze nawet oni sami. Mam jednak nadzieję, że na następny tytuł z serii nie będziemy musieli czekać kolejnych 11 lat.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Kup Donkey Kong Bananza (NS2)

Reklama produktu w Ceneo.pl

Banner reklamowy X-KOM


Artykuł Donkey Kong Bananza – recenzja (NS2). Świetny początek kolejnej generacji! pochodzi z serwisu Pograne.

Other contents

www.GameFeed.pl - wszystkie newsy w jednym miejscu

Microsoft się ugiął. The Outer Worlds 2 oraz inne gry jednak nie będą kosztować 80 dolarów!

Microsoft się ugiął. The Outer Worlds 2 oraz inne gry jednak nie będą kosztować 80 dolarów!

Cronos: The New Dawn – w tym miejscu prawa fizyki nie obowiązują. Intrygujący Sektor A-0 na gameplayu

Cronos: The New Dawn – w tym miejscu prawa fizyki nie obowiązują. Intrygujący Sektor A-0 na gameplayu

PlayStation szykuje pokazy wielu gier z Chin! Sony pojawi się na ChinaJoy 2025

PlayStation szykuje pokazy wielu gier z Chin! Sony pojawi się na ChinaJoy 2025

Xbox Game Pass z kolejnymi grami retro! Abonament wzbogacił się o 7 klasyków

Xbox Game Pass z kolejnymi grami retro! Abonament wzbogacił się o 7 klasyków

Battlefield 6 z pierwszym teaserem kampanii fabularnej! Materiał potwierdza wcześniejsze przecieki

Battlefield 6 z pierwszym teaserem kampanii fabularnej! Materiał potwierdza wcześniejsze przecieki

Tony Hawk’s Pro Skater 3 + 4 – recenzja (PS5). Nierówna jazda

Battlefield 6 oficjalnie zapowiedziany. Krótki teaser wprowadza nas w klimat produkcji

Battlefield 6 oficjalnie zapowiedziany. Krótki teaser wprowadza nas w klimat produkcji

The Outer Worlds 2 będzie tańsze. Microsoft obniża cenę gry

The Outer Worlds 2 będzie tańsze. Microsoft obniża cenę gry

10 minut rozgrywki z polskiego Cronos: The New Dawn

10 minut rozgrywki z polskiego Cronos: The New Dawn